Popatrzmy na świat z perspektywy
gwiazd. Dla nich ludzkie stulecia to mgnienie oka,a sam ludzki rodzaj pojawił
się na ziemi szybko i może równie szybko zniknąć. „Atlas Chmur” ukazuje nam, do
czego może nas zaprowadzić ciągłe pragnienie ulepszania świata, robienia
wszystkiego szybciej, brania od życia więcej. W książce prześledzimy losy
bohaterów żyjących w różnych epokach i różnych miejscach na ziemi, splecionych
cienką nicią drobnych,acz znaczących zdarzeń.
Akcja w książce początkowo uporządkowana
jest chronologicznie – od czasów rejsu XIX- wiecznego statku, poprzez oddane
twórczości życie młodego kompozytora z lat 30tych. Następnie poznajemy
dziennikarkę walczącą z bezlitosną korporacją w latach 70tych, to znów zabawnego
staruszka Cavendisha i jego nieprawdopodobne perypetie, aż docieramy do
odległej przyszłości, gdzie ludzi dzieli się na konsumentów i ich produkowanych
taśmowo usuługujących. Na szczycie tej piramidy dziejów spotykamy Zachariasza,
żyjącego w świecie po upadku cywilizacji. Dalej zjeżdżamy już jak ze szczytu
góry – chronologia się odwraca i znów spotykamy poznanych wcześniej bohaterów.
Znamy już zakończenie tej historii, wiemy jak wygląda ziemia, po której stąpa
Zachariasz. Taka konstrukcja ciekawie wpływa na odbiór powieści.
O każdym z
wątków można by napisać wiele, jednak ja skupię się na ostatnim rozdziale
historii ludzi w „Atlasie chmur”. W tym miejscu ludzkość nie stawia sobie już
pytania „jak” – jak coś osiągnąć, jak udoskonalić, jak odkryć – tu stawia się
pytanie „czy” – czy w ogóle będzie jeszcze jakaś przyszłość? Pod koniec
historii Zachariasza miałam wrażenie jakby ich świat z każdą chwilą się
rozpadał, w wyobraźni widziałam kopułę błękitu, z której odpadają duże kawałki
nieba, a kamienie z gór sypią się lawinami, Zachariasz i Meoryn biegną, a spod
ich stóp osuwa się ziemia ( oczywiście w książce świat się nie rozpada ;))
Tutaj już nie chodziło o przetrwanie bohaterów, sprawa została postawiona na
ostrzu noża – lada chwila wszelka nadzieja zniknie – ludzkość wyginie,
przynajmniej ta oświecona jej część. Pamięć o dawnych czasach, gdy cywilizacja
kwitła, umrze wraz z ostatnim osobnikiem z oświeconego plemienia, a gdy umiera
pamięć, umiera też historia. Świat jakby powróci do punktu wyjścia – czy to nie
zabawne? Jaką pętlę zatoczył czas, jak zakpił z mądrych, cywilizowanych ludzi i
ich wynalazków. Siedzą teraz odziani w skóry przy ognisku tak, jak siedzieli
pierwsi ludzie, ich walutą są kozie skóry i garnki, ich prawem prawo
silniejszego, ich życiem płodzenie synów i znaczenie terytoriów. Opowieść
kończy się nim stanie się jasne, jaki los pisany jest ludzkości. Co jeśli nasze dzisiejsze życie popchnie
świat jak kostkę domina ku przyszłości, w której czeka tylko pustka?
Od zawsze fascynowało mnie snucie
rozważań o tym dokąd zmierzamy. Nasze
wyobrażenie o tym ,co nas czeka zmienia się z czasem i z tym jak zmieniamy się my,
albo raczej, jak my zmieniamy świat. Wells wyobrażał sobie ludzi podzielonych
na szczęśliwych, ale głupich mieszkańców powierzchni i przebiegłych, złych
istot z podziemi. Huxley widział człowieka zniewolonego przez system władzy,
pozbawionego tożsamości i emocji. David Mitchell spojrzał w nieco innym
kierunku, tam gdzie ludzie przetrwali upadek cywilizacji, ale ich los nie jest
jeszcze rozstrzygnięty. Siedząc w tej chwili w fotelu cieszę się, że to
wszystko znajduje się w sferze rozważań. My możemy dla rozrywki wymyślać takie
historie, ale czy za sto lat ludziom będzie jeszcze do śmiechu? ;)

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz