piątek, 29 sierpnia 2014

David Mitchell "Atlas chmur"

Popatrzmy na świat z perspektywy gwiazd. Dla nich ludzkie stulecia to mgnienie oka,a sam ludzki rodzaj pojawił się na ziemi szybko i może równie szybko zniknąć. „Atlas Chmur” ukazuje nam, do czego może nas zaprowadzić ciągłe pragnienie ulepszania świata, robienia wszystkiego szybciej, brania od życia więcej. W książce prześledzimy losy bohaterów żyjących w różnych epokach i różnych miejscach na ziemi, splecionych cienką nicią drobnych,acz znaczących zdarzeń.
Akcja w książce początkowo uporządkowana jest chronologicznie – od czasów rejsu XIX- wiecznego statku, poprzez oddane twórczości życie młodego kompozytora z lat 30tych. Następnie poznajemy dziennikarkę walczącą z bezlitosną korporacją w latach 70tych, to znów zabawnego staruszka Cavendisha i jego nieprawdopodobne perypetie, aż docieramy do odległej przyszłości, gdzie ludzi dzieli się na konsumentów i ich produkowanych taśmowo usuługujących. Na szczycie tej piramidy dziejów spotykamy Zachariasza, żyjącego w świecie po upadku cywilizacji. Dalej zjeżdżamy już jak ze szczytu góry – chronologia się odwraca i znów spotykamy poznanych wcześniej bohaterów. Znamy już zakończenie tej historii, wiemy jak wygląda ziemia, po której stąpa Zachariasz. Taka konstrukcja ciekawie wpływa na odbiór powieści.
            O każdym z wątków można by napisać wiele, jednak ja skupię się na ostatnim rozdziale historii ludzi w „Atlasie chmur”. W tym miejscu ludzkość nie stawia sobie już pytania „jak” – jak coś osiągnąć, jak udoskonalić, jak odkryć – tu stawia się pytanie „czy” – czy w ogóle będzie jeszcze jakaś przyszłość? Pod koniec historii Zachariasza miałam wrażenie jakby ich świat z każdą chwilą się rozpadał, w wyobraźni widziałam kopułę błękitu, z której odpadają duże kawałki nieba, a kamienie z gór sypią się lawinami, Zachariasz i Meoryn biegną, a spod ich stóp osuwa się ziemia ( oczywiście w książce świat się nie rozpada ;)) Tutaj już nie chodziło o przetrwanie bohaterów, sprawa została postawiona na ostrzu noża – lada chwila wszelka nadzieja zniknie – ludzkość wyginie, przynajmniej ta oświecona jej część. Pamięć o dawnych czasach, gdy cywilizacja kwitła, umrze wraz z ostatnim osobnikiem z oświeconego plemienia, a gdy umiera pamięć, umiera też historia. Świat jakby powróci do punktu wyjścia – czy to nie zabawne? Jaką pętlę zatoczył czas, jak zakpił z mądrych, cywilizowanych ludzi i ich wynalazków. Siedzą teraz odziani w skóry przy ognisku tak, jak siedzieli pierwsi ludzie, ich walutą są kozie skóry i garnki, ich prawem prawo silniejszego, ich życiem płodzenie synów i znaczenie terytoriów. Opowieść kończy się nim stanie się jasne, jaki los pisany jest ludzkości.  Co jeśli nasze dzisiejsze życie popchnie świat jak kostkę domina ku przyszłości, w której czeka tylko pustka?

Od zawsze fascynowało mnie snucie rozważań o  tym dokąd zmierzamy. Nasze wyobrażenie o tym ,co nas czeka zmienia się z czasem i z tym jak zmieniamy się my, albo raczej, jak my zmieniamy świat. Wells wyobrażał sobie ludzi podzielonych na szczęśliwych, ale głupich mieszkańców powierzchni i przebiegłych, złych istot z podziemi. Huxley widział człowieka zniewolonego przez system władzy, pozbawionego tożsamości i emocji. David Mitchell spojrzał w nieco innym kierunku, tam gdzie ludzie przetrwali upadek cywilizacji, ale ich los nie jest jeszcze rozstrzygnięty. Siedząc w tej chwili w fotelu cieszę się, że to wszystko znajduje się w sferze rozważań. My możemy dla rozrywki wymyślać takie historie, ale czy za sto lat ludziom będzie jeszcze do śmiechu? ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz